środa, 11 czerwca 2014

Wagary!

Zgadza się, jestem złym dzieckiem i nie poszłam do szkoły ;) Wbrew pozorom nie było to coś miłego...
Ogólnie dzień zaczął się dobrze, 2 kromki chlebka chrupkiego i plasterek sera do tego jakaś sałata - to co zwykle na luzie jakieś 100 kcal. Potem poszłam do koleżanki i skusiłam się na kawę z mlekiem - dobra jeszcze znośnie. Stwierdziła też że nad wodą zgłodniejemy i zjadłam pół mozzarelli i pomidora (!!). Okej jedziemy nad zalew (pocieszeniem jest to że spaliłam trochę kcal w ten upał).
Dotarłyśmy - a tak jak na złość - każdy czipsy, lody, zapiekanki, cola, hamburgery, frytki i wszystko inne co można znaleźć w sklepie. W tej chwili zapaliła mi się czerwona lampka w głowie - co teraz kurwa? Ściska mnie w żołądku, każdy proponuje gryza, dziaba, liza, łyka. A ja co? Ojebałam całe jabłko! Nie jest to dużo kcal ale przecież jadłam mozzarelle! Mogłam wytrzymać ale nie dałam rady... A przede mną kolejne wyzwanie - RODZINNY OBIAD <- mój największy koszmar!!

Wracam ze "szkoły", nikogo nie ma. Na stole kartka z napisem odgrzej sobie spagetti będę koło 18 , mama. Odruchowo, bez zastanowienia ubrudziłam talerz, posypałam serem a resztę wyrzuciłam. Z jednej strony się cieszę - miałam dużo szczęścia że jej nie było! Ale z drugiej, wyrzucanie jedzenia... Nie czuję się z tym dobrze... Zamiast obiadu wypiłam jeszcze jedną kawę (tym razem dałam mniej mleka ;P).

Jest dopiero 16 ale mam ambitny plan żeby już nic dzisiaj nie zjeść. Czy mi się uda? Nie mam pojęcia, jutro wam napiszę ;)


BILANS
*śniadanie - 100 kcal
*nieszczęsna mozzarella - 160 kcal
*kawa z mlekiem - 70 kcal
*jabłko - 40 kcal
*kawa -30 kcal

RAZEM: 400 kcal